cisza przerywana nieskładnym sennym chichotem. co noc ten sam rytuał od jakiegoś czasu: płacz, szklanka wody, szloch, wyciszenie i niespokojny sen. oczy tak bolą oraz pieką, że nawet światła już nie włączam tylko szukam po omacku jakichkolwiek, nawet zużytych, chusteczek higienicznych. na domiar złego, zimno przez grubą pierzynę przeszywa na wskroś, dlatego nawet ręki nie chce się spod niej wyciągać. i wtedy jak na złość pojawiają się w głowie wszystkie najgorsze, najbardziej bolesne obrazy z całego życia. pierwsza żelazna czerwień; każde słowo, które wywołało u Ciebie bolesny płacz; samotność spowita przewlekłymi osobowościami, których nie chcesz w danym momencie widzieć lub nic wielkiego dla Ciebie nie znaczą; ludzie, którzy odeszli, bo chcieli. zaczyna się istna rozpacz, żałosna histeria i co by było gdyby. w tym czasie płacz jest nieprzerwany oraz gorzki. po minutach, godzinach słonego użalania się nad sobą kończą się łzy. wszystkie emocje na moment znikły, by móc po jakimś czasie narodzić się na nowo, i nastaje pustka w całym ciele. totalny paraliż, bezruch, odrętwienie. inaczej czas ucieczki w swojej głowie, czyli tworzenie różnych scenariuszy, ludzi, miejsc - czegoś, co pozwoli choć na chwilkę zapomnieć o obecnym stanie czy uśmierzyć tępy ból, towarzyszący odrętwieniu. taka własna morfina.
ale nie ma się tutaj nad czym rozwodzić. przynajmniej przed samym sobą wypada być szczerym i przyznać się, że nie umie żyć się w dzisiejszym świecie, tylko ucieka się do własnego stworzonego. może już tutaj nie chodzi o świat, ale o ludzi. a ludzie tworzą świat.
nadal mnie kurewsko do Ciebie ciągnie, wiesz? nie jesteśmy od jakiegoś miesiąca, a byliśmy jakieś dwa lata prawie. wiem, że to ja Cię zostawiłam, ja zakończyłam nasz związek, gdyż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz